Zielone festiwale
Kilkudniowe imprezy muzyczne to już nieodłączny element wielu miast. Są swoistą wizytówką regionu, kartą przetargową przy podziale budżetu na kulturę i dla wielu sposobem na zobaczenie gwiazd na żywo. Co takiego przyciąga na nie liczne tłumy, skoro nie są one tak „medialne” , a alkohol nie jest tu paliwem napędowym?
Coraz więcej takich festiwali nastawionych jest na odkrywanie nowych muzycznych osobistości, jest multidyscyplinarna (kino, literatura, nauka, warsztaty artystyczne, teatr, wystawy oraz inne, nie zawsze ujawnione atrakcje). Mając na uwadze trend odbiegania od pospiesznego trybu życia, niektórzy „kulturalni aktywiści” decydują się na organizację imprezy, która byłaby przeciwwagą do wielkich festiwali, o których głośno w niemal wszystkich mediach. Takie wydarzenia, które pojawiają się nie tylko na polskim poletku, ale i zagranicznym, stanowią swoisty Music Life Balance, dla tych, których zadowoli niespieszny tryb, mało znany artysta i brak przepychanek.
Zacznijmy od rodzimego i podlaskiego Halfway Festival. Ta zapoczątkowana w 2011 roku białostocka impreza obrała sobie za cel przedstawianie muzyków nieznanych szerszej publiczności, głównie songwriterów. Choć z biegiem lat na scenie Amfiteatru Opery i Filharmonii Podlaskiej pojawiali się artyści prezentujący inne gatunki muzyczne, to festiwal zbierał coraz więcej chwalebnych recenzji. Inną charakterystyczną cechą tego miejsca jest to, że muzycy są dosłownie na wyciagnięcie ręki. Żadna barierka ani ochroniarze nie strzegą „granicy” między uczestnikami Halfway’a. A ich samych można spotkać obok siebie – czy to na widowni czy w kolejce po kebaba. Zieleni tam oczywiście nie brakuje, ponieważ scenę otula zielona górka.
Kolejny z naszego polskiego podwórka to Olsztyn Green Festiwal. Młodziutki, bo w tym roku odbędzie się jego piąta edycja. Scena rozłożona jest na plaży przy pięknym jeziorze Ukiel. Ideą organizatorów jest promowanie krajowej muzyki alternatywnej oraz zdrowego stylu życia i ekologii. Toteż, nie brakuje tam wystawców ze zdrowymi potrawami, rękodziełem czy też edukatorów ekologicznych.
Jeśli festiwale to oczywiście Wielka Brytania. Tam swoją „zieloną” rolę wypełnia Green Man Festival. To rodzinne i multidyscyplinarne wydarzenie dla „rodziny i przyjaciół” jego organizatorki, czyli Fiony Stewart. Uczestnicy przyjeżdżają do Parku Narodowego Brecon Beacons. Podobnie do polskiego Halfway’a, pojawiają się tu artyści nieznani, często dopiero odkryci. Bardzo lubiany, nie tylko przez Brytyjczyków.
Kolejny angielski festiwal to Houghton. Trzydniowa impreza wokół lasu i jeziora w okolicach północnej Houghton Hall. Spotkać można tam artystów z kręgu elektroniki, afro beat, jazzu czy rocka. To też oczywiście festiwal sztuki, na którym pełno osób związanych np. z teatrem, sztukami wizualnymi czy literaturą.
Na południu Europy mamy Bułgarię i jej Meadows In the Mountians. Ten oszałamiający festiwal rozgrywa się w górach Rodopy, które na kilka dni odbijają elektroniczne beaty. Propaguje się tam ekologiczne podejście do życia, chociażby przez to, że uczestnicy śpią w szałasach i namiotach z wykonanych drewna. Mile jest tam widziane zamiłowanie do wspólnej przygody. Spotkać można tamtejszych górskich mieszkańców czy też przejechać się bryczką.
Należy też wspomnieć o amerykańskim Appelfarmarts z New Jersey. Jego ideą jest dotarcie do ludzi w każdym wieku, o różnych kulturach i pasjach. Na tym festiwalu praktykuje się przeróżne zajęcia, a sztuka pokazywana jest z różnych stron. Nie brakuje więc zajęć dla dzieci i dorosłych. Występują tu głównie regionalni artyści, muzycy, a serwowane jedzenie pochodzi z lokalnych upraw. Duży nacisk kładzie się na rozwijanie wiedzy o ekonomicznym podejściu do życia. Całość trwa dwa dni.
I na koniec, coś z kontynentu afrykańskiego, czyli Lake o Stars z Malawi. Tak, tam też ludzie potrafią się dobrze bawić. Impreza odbywa się w bardzo przyjaznym miejscu, bo na złotych piaskach, wśród jezior i lasów. Przyjeżdzają tu fani muzyki afro-pop oraz elektroniki. Na scenie zobaczyć można artystów znanych, jak i tych mniej popularnych.